czwartek, 29 września 2011

Bazyliszek

 Zastanawialiście się kiedyś, co można by zrobić dla postępu w nauce? Na przykład gdybyście mieli wynaleźć nowy wspaniały lek lub jakąś nowatorską metodę leczenia chorób do tej pory nieuleczalnych? Do czego byście się posunęli? Co bylibyście w stanie poświęcić? Albo raczej kogo?

"Bazyliszek"  to druga książka Grahama Mastertona, jaką czytałem. Pierwszą z nich była "Piąta czarownica". Ogólnie rzecz biorąc autor ten słynie z pisania horrorów, jest wręcz można by powiedzieć, wyrocznią horroru.
Książka, o której dzisiaj piszę, opowiada historię dwóch naukowców, marzycieli. Pierwszy z nich jest biologiem. Od lat pracuje nad stworzeniem mitycznego potwora, hybrydy lwa i orła, czyli gryfa. Nie chce jednak wystawić go w cyrku i nie tworzy go dla satysfakcji. Jego celem jest wykorzystanie tego stwora do leczenia różnych ciężkich chorób. Kiedy jednak już prawie mu się udaje, w ostatnim momencie okazuje się, że czegoś jeszcze brakuje. Nie wiadomo jednak czego. Jego twory gniją, rozkładają się jeszcze przed narodzinami.
Zupełnie podobne zajęcie wypełnia życie drugiego z bohaterów. On też próbuje powołać do życia mitycznego stwora, a konkretnie bazyliszka. I jemu, w przeciwieństwie do jego kolegi po fachu, udaje się tego dokonać. Powołany do życia stwór potrzebuje jednak jedzenia, a kiedy okazuje się, że żywi się ludzka energia życiową, nasz bohater postanawia umieścić potwora w domu spokojnej starości.
Nie będę opowiadał dalej, jeśli zechcecie przeczytać, będziecie wiedzieli, jakie jest zakończenie.
Przede wszystkim muszę przyznać, że historia brzmi ciekawie, choć nie wydaje mi się, żeby autor miał na celu wzbudzić w nas jakieś wątpliwości natury moralnej. Książka z każda kolejną stroną staje się coraz bardziej straszna i to aż z dwóch powodów. Po pierwsze napięcie budowane jest z każdą kolejna stroną. Po drugie język, jakim jest pisana, również jest straszny.
Tak, dobrze widzicie...
Nie wiem, czy jest to wina autora, czy tłumacza, ale zdania są strasznie krótkie. Wygląda to momentami jak pisane przez uczennicę gimnazjum opowiadanie yaoi, a wierzcie mi, zdarzyło mi się czytać niejedno. Przez to książkę czyta się trochę dziwnie. Plusem jednak jest to, że można nawet nie zauważyć, że książka się już skończyła. Po prostu odkładamy, bo szybko się czytało, ale też nic specjalnie nie zapamiętujemy. Bo nie poświęciliśmy jej zbyt dużo czasu.
Nie za bardzo lubię, kiedy w horrorze wszystko dobrze się kończy, nikt ważny dla opowiadania, a przynajmniej po stronie "tych dobrych" nie ginie. No bo skoro to ma być straszna książka, to wypadałoby, żeby ktoś zginął, prawda?
Jako ciekawostkę dodam, że w pewnym momencie akcja przenosi się do Krakowa. Stąd pewien plus dla autora za promocję naszego kraju. Ale i tu ponarzekam. Autor przedstawił Polaków, jako takie stereotypowe postacie, które na powitanie "misiują" do upadłego i każdemu koniecznie wpychają bigos. Nie wiem, czy autor był kiedyś w Polsce, wiem, że będzie w tym roku i mam nadzieję, że dadzą mu do jedzenia coś innego :)
Podsumowując, książka nie wypada najlepiej. Co prawda szybko się czyta, ale jest jakby niedopracowana. Historia też nie jest specjalnie porywająca. Maksymalna ocena z mojej strony to 4 na 10.

69a97bb47b058b1ca259951ec79ff39a

6 komentarzy:

  1. Ja do Mastertona mam mieszane uczucia. Czytałam powieści naprawdę dobre, ale też na przykład taką "Syrenę", którą oceniłam podobnie jak Ty "Bazyliszka". Trzeba po prostu trafić na coś dobrego, bo poziom prozy Mastertona jest bardzo nierówny.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. To mnie odstraszyłeś... okładka mnie urzekła, ale jeśli historia niedopracowana, to pozostaje tylko patrzeć na oprawę:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło mi ,
    że coś z tym moich beznadziejności się podoba:)
    A jeśli chodzi o wisiorek to nie wiem o który Ci chodzi, o ten kolorowy czy ten z okiem?
    Ten I z motywem a la Indianin ma wbudowany w środku gwizdek, mogę użyć go w zatłoczonym autobusie ;D A drugi mam z tagu staroci. Jest boski ale wszystkie bramki w sklepach piszczą kiedy mam go na sobie, bo ta kropka po środku to magnes.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, jakim cudem, ale Ty mi zawsze z tymi recenzjami umykasz... Jak Ci się udaje tak maskować? Nie wiem i dalej to będę rozkminiać xD

    Co do Bazyliszka to chyba sobie podaruję. O Mastertonie nasłuchałam się dużo (mistrz gatunku itp.), mam nawet jedną jego powieść na półce, ale... Boję się sięgać po jego książki. Dlaczego? Już bez nich mam "chore" sny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za życzenia ;** i za dołączenie do osób lajkujących na fejsie (ach ten młodzieżowy żargon xD).

    Chowasz się, chowasz i to niesamowicie ;)
    Chowaj się przed innymi, a nie przede mną xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam "Bazyliszka" w zeszłym roku i szczerze mówiąc, choć zwykle nie mam wielkich zastrzeżeń do horrorów Mastertona, to w tym przypadku się wymęczyłam. I też zwróciłam uwagę na sposób przedstawienia Polaków. Porażka...
    Pozdrawiam kolegę :)

    OdpowiedzUsuń

Byłoby wspaniale, gdybyście nie pozostawali anonimowi.
Dziękuję :)