sobota, 3 marca 2012

Milion małych kawałków

Nigdy nie interesowała mnie tematyka narkotyków czy uzależnień w ogóle. Postanowiłem jednak sięgnąć po tę pozycję, gdyż wiele osób ją polecało, więc pomyślałem, że warto. Powieść nie zawiodła moich oczekiwań.

Głównego bohatera poznajemy w samolocie. Budzi się i właściwie nie wie, jak się znalazł w tym miejscu. Jedyne co wie, to że musi się napić, albo coś wziąć. Przejmujący głód nie daje mu spokoju. I nie chodzi bynajmniej o zwykłą potrzebę napełnienia żołądka. James potrzebuje narkotyków.
Po wylądowaniu, kiedy z trudem udaje mu się wyjść z samolotu, rodzice zabierają go na odwyk. Terapię proponowali mu już wielokrotnie, ale zawsze odmawiał i groził zniknięciem z ich życia.
James jest słaby i wyniszczony używkami.  Już w drodze ogromna potrzeba zmusza go do wypicia kilku butelek alkoholu. I nagle w jego życiu następuje zmiana. Terapia, na którą zapisali go rodzice okazuje się wielkim i bolesnym szokiem. Ale nikt nie twierdził, że leczenie będzie przebiegało łatwo i przyjemnie.
James, który nie pamięta, kiedy ostatnio był trzeźwy, nagle przestaje brać i pić alkohol. W zamian za to dostaje bolesne odtruwanie i propozycję uczestnictwa w programie AA. Czy zechce skorzystać z tej szansy?
Jest to opowieść o wychodzeniu z nałogu, ciężkiej pracy i trudzie podejmowania decyzji, o determinacji i braniu odpowiedzialności za swoje życie, o cierpieniu i wstydzie zarówno przed innymi jak i przed samym sobą. Ponadto jest to niesamowicie realistyczna relacja z  walki ze słabością swojego ciała i umysłu okraszona naturalistycznymi opisami bitew, jakie bohater musi stoczyć ze swoim organizmem, zapis jego myśli krążących tylko wokół jednego celu.
Na szczególną uwagę zasługuje także płynny styl narracji doskonale pokazujący bieg myśli Jamesa i jego zmagania z samym sobą. Podobały mi się również barwne i pełne realizmu opisy, choć może są one skierowane do czytelnika, któremu nie przeszkadza nadmierne epatowanie fizjologią.
Wspomnienia Freya to historia, która pozwala czytelnikowi na wgląd w to, jak silną wolą i determinacją można złożyć na nowo swoje życie rozbite na milion małych kawałków. Pozwala też na oswojenie się z osobami, które jednak chcą podjąć walkę i nie umrzeć. Co więcej, nie jest to typowa sentymentalna opowieść byłego narkomana, który się nawrócił, jaką czasem serwuje się nam w szkole czy kościele. Tutaj wszystko wydaje się bardziej autentyczne, szczere i pozbawione indoktrynacji.
Myślę, że książkę powinien przeczytać każdy, kto lubi czasem sięgnąć po mocniejszą lekturę, zmuszającą do przemyśleń. 8 punktów.

6 komentarzy:

  1. Jeśli posiadałabym listę "książki mojego życia" to ta książka byłaby na pierwszym miejscu. Uwielbiam ją. Druga część też jest dobra, ale niestety, nie dorównuje "Milionowi..."
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię sięgać po takie książki opisujące szarą rzeczywistość. Zapewne jak gdzieś spotkam się z tą pozycją nie omieszkam jej przeczytać. Jeszcze jak na końcu napisałeś, że zmusza do przemyśleń... hmm tym bardziej chcę się z nią zapoznać ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię właśnie odwiedzać Wasze blogi bo zawsze można znaleźć jakąś książkę wartą przeczytania. Poszukam jej jak znajdę więcej czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie książka, którą i ja przeczytałam xD
    No cóż, zgadzam się z Tobą! I myślę, że powinien przeczytać ją każdy, kto zastanawia się nad sięgnięciem po jakąś używkę.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilkanaście lat temu szokiem dla mnie były takie książki jak nasz rodzimy Pamiętnik narkomanki, czy niemieckie Dzieci z dworca zoo.
    Chętnie przeczytałabym i tę.

    OdpowiedzUsuń

Byłoby wspaniale, gdybyście nie pozostawali anonimowi.
Dziękuję :)