sobota, 28 stycznia 2012

Chemia śmierci

Moda na kryminały nie ustaje. Czy to seriale w stylu CSI, Kości, czy to książki wielu różnych autorów. Coraz częściej jednak głównym bohaterem wcale nie jest policjant. Na pierwszy plan wysuwają się teraz wszelkiej maści patolodzy i antropolodzy społeczni. Czyżby czytelników zaczęły interesować metody jakimi posługują się w swojej pracy?
Simon Beckett przebojem wdarł się na listy przebojów najczęściej czytanych książek. Przede wszystkim wyróżnia go to, że w swoich książkach bohaterem głównym uczynił antropologa sądowego, czyli człowieka, który wkracza do akcji, kiedy zwykły patolog nie daje sobie rady. Mnie do, jak się później okazało pierwszego tomu, przyciągnął tytuł. My chemicy, interesujemy się każdym aspektem chemii, więc i chemia śmierci wydała mi się ciekawa. I rzeczywiście David Hunter, który jest jednocześnie narratorem powieści, opisuje swoje metody badawcze, które na pierwszy rzut oka wydają się trochę nietypowe, ale dla kogoś zajmującego się nauką, mogą być do przyjęcia. Dla kogoś kto nie ma o tym pojęcia, mogą być do przyjęcia jeszcze bardziej, ale mimo wszystko należy się za to duży plus.
Akcja jest ciekawa, a język prosty, dzięki czemu powieść czyta się bardzo szybko.
Kolejny duży plus należy się za opisy. Co prawda, niektóre mogą być tylko dla osób o mocnych nerwach, bo są to dokładne opisy rozkładających się zwłok i pełzających po nich larw. Są do tego napisane z wirtuozerską dokładnością, przez co obrazy, które widzimy oczami wyobraźni wydają się być bardzo naturalne. Nie każdy pokusiłby się o takie rzeczy w swojej książce i pewnie nie każdy zrobiłby to tak doskonale. Mnie osobiście podobało się to, jak faza po fazie, narrator opisuje procesy zachodzące w przedmiocie swoich badań, a mimo wszystko nie brzmią one jak naukowy wywód. Można się czegoś nauczyć, a nauka w taki sposób może sprawić jedynie przyjemność.
Książka, jako całość, zrobiła na mnie duże wrażenie i na pewno z chęcią sięgnę po kolejne części.
9 na 10 punktów to wystarczająca ocena. 

7 komentarzy:

  1. I bardzo dobrze! Cieszę się, że Beckett zyskał nowego czytelnika. :) Ja go uwielbiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja byłam zachwycona dokładnie tymi samymi aspektami książki; choć chemikiem nie jestem, z wielkim zainteresowaniem śledziłam opisy faz rozkładu oraz tego, co dzieje się z ciałem po śmierci, krok po kroku. Jak dla mnie - rewelacja!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Te bujne opisy, które pobudzają wyobraźnię chyba najbardziej mnie w tej książce zachęcają - lubię, jak książka wywołuje we mnie silne emocje - obrzydzenie i odraza również do takowych należy ;) Muszę się za nią rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Beckett to już w tej chwili niemal klasyka. Przeczytałam wszystkie becketty, z różnym stopniem zachwytu (te późniejsze raczej rozczarowują), ale "Chemia śmierci" jest jedna z lepszych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kości bardzo lubię. Jeszcze kilka lat temu nikt by nie pomyślał, że grzebanie w szczątkach pokazane przez pryzmat najnowocześniejszej techniki może tylu widzów przykuwać do telewizora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam nigdy wcześniej styczności z tym autorem. Chyba powinnam to zmienić, zwłaszcza, że polubiłam swego czasu kryminały. Może nie tak bardzo jak fantastykę, aczkolwiek darzę ją sympatią, jeżeli można tak powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń

Byłoby wspaniale, gdybyście nie pozostawali anonimowi.
Dziękuję :)