sobota, 8 stycznia 2011

Apokalipsa

„Apokalipsa” nie była pierwszą książką Koontza, którą miałem przyjemność czytać, dlatego wiedziałem mniej więcej, czego mogę się spodziewać. Tak mi się przynajmniej wydawało. Bo w tamtej książce, choć dużo grubszej, autor skupił się na bardzo realistycznym przedstawieniu przeżyć psychicznych opisywanych przez siebie postaci. Tutaj jest troszkę inaczej.
Akcja zaczyna się pewnej nocy, kiedy to nietypowo dla miejsca, w którym wszystko się dzieje, rozpętuje się burza. Nie jest to jednak zwykła burza. Deszcz świeci słabym światłem i dziwnie pachnie. Do tego dziwnie reagują na to wszystko dzikie zwierzęta, wiedzione jakby instynktem próbują schronić się przed deszczem. Do tego dochodzą zakłócenia w telewizji i radiu. Po krótkim czasie dwójka głównych bohaterów postanawia pojechać do miasta, bo w grupie ludzi łatwiej się bronić, choć sami nie wiedzą, skąd im do głowy przyszedł ten pomysł. Po drodze postanawiają zobaczyć, co u ich znajomego i jak się okazuje ich wcześniejsze przeczucia się potwierdzają. Ich przyjaciel leży w zamknięty w garderobie z lufą wsadzoną w usta i własnym mózgiem rozmazanym po ścianie z tyłu. Takich realistycznych szczegółów może być oczywiście więcej. Później pojawiają się nawet "...wijące się w resztkach mózgu, pokryte śluzem macki wyglądające niczym kopulujące dżdżownice...". Nie jest to książka dla ludzi o wrażliwym poczuciu estetyki :P
Kiedy Molly i Neil trafiają w końcu do miasta, okazuje się, że wszystko, co się wokół nich dzieje, to po prostu, a może aż koniec świata. Apokalipsa, którą opisuje Biblia. Z tym, że wizja autora oczywiście nieco się od biblijnej różni. Widać tu jednak inspirację tzw. channelingami, o których czytelnicy interesujący się ezoteryką być może słyszeli. Nie jest to oczywiście wada, tym bardziej, że wspomniane channelingi, czyli przesłania od obcych, właściwie nie opisują sposobu, w jaki ten koniec świata ma się dokonać tylko, co to ten koniec świata może być. Autor popisał się tutaj wielką wyobraźnią, choć czasami wydawało mi się, że jest to wyobraźnia nieco brutalna i obrzydliwa.
Oczywiście główni bohaterowie otrzymują misję do spełnienia i przez resztę książki starają się ją wykonać. Czy się im to udaje, czy nie, możecie dowiedzieć się, jeśli przeczytacie. 
Klimat opowieści jest dość pesymistyczny i straszny. Na pewno nie jest to coś, co osoby o słabszych nerwach powinny czytać przed pójściem spać. Z każdą następną stroną powieść nabiera coraz więcej cech rasowego horroru, choć może jakiś prawdziwy fan gatunku by się z tym nie zgodził.
Książka mi się mimo wszystko podobała. Właściwie przez cały czas trzymała w napięciu. Ciągle chciało się dowiedzieć, co będzie dalej, czemu to się dzieje tak, a nie inaczej. Po prostu wciąga nawet pomimo tych wszystkich obrzydliwości. No i przede wszystkim czyta się to bardzo szybko. Co prawda ja mam dużo wolnego czasu, ale zajęło mi to jeden dzień. Więc jest to kolejny duży plus. Ogólnie książka w mojej opinii jest bardzo dobra. Tak mniej więcej 8 na 10.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam książki Koontza, oprócz Tik-Tak, bo to była totalna nuda. A tę pozycję na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Apokalipsa" bardzo mi się podobała, w sumie to do niej zaczęła się moja przygoda z książkami Koontza. Klimat był duszący i mroczny - czyli coś w sam raz dla mnie :), jedynie lekko rozczarował mnie koniec powieści, cóż... nie tego się spodziewałam. Książkę jednak oceniam wysoko.

    OdpowiedzUsuń

Byłoby wspaniale, gdybyście nie pozostawali anonimowi.
Dziękuję :)