Czasami coś, co zrobiliśmy z ciekawości lub głupoty, prześladuje nas przez całe życie. Jakieś głupie słowo, krzywda, którą komuś wyrządziliśmy. Poczucie winy może jednak nie dawać nam spokoju dużo dłużej. Co się jednak stanie, kiedy przytłoczy nas ono tak bardzo, że nie zauważymy, że robimy komuś kolejną krzywdę?
"Przemytnik cudu" to opowieść o dwojgu ludzi, których pozornie nie łączy ze sobą nic. Są to sfrustrowany pracownik banku i zadręczana przez chorą matkę sprzątaczka. Oboje potrzebują nagłej zmiany w życiu i pewnego dnia ta zmiana nadchodzi. Do banku trafia dziwny klient bez imienia. Chwilę później naszą bohaterkę ratuje od upadku mężczyzna bez nazwiska. Czy jest to ta sama osoba? I co ją łączy z z serią dziwnych napadów nękających nocne autobusy poznańskiego MPK?
Zacznę od tego, że książka pana Małeckiego jest horrorem. Nie zaczyna się jednak strasznie. Nie ma tutaj typowych zombie ani nawet wampirów. Jest za to kilku ludzi z przeszłości, którzy terroryzują miasto. Groza zaczyna się w momencie, kiedy okazuje się, ze w oddziale banku, w którym pracują nasi bohaterowie, straszy. Hubert słyszy głosy dzieci dobiegające ze skarbca. Natomiast nasza sprzątaczka, Joanna, ma wizję swojego pracodawcy zmieniającego się w jej zmarłą tragicznie w dzieciństwie siostrę. Atmosfera grozy budowana jest dość powoli. Niestety, dopiero na końcu coś się tak naprawdę dzieje. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się wizja strachu, jaką maluje przed nami autor. Bohaterowie sami nie wiedzą czy rzeczywiście coś widzieli, czy też ich przemęczona pracą i troskami życia codziennego psychika płata im figle. Joanna widzi swoją siostrę w biurze szefa, a po chwili stwierdza, że kiedy tylko weszła sekretarka, dziewczyna zniknęła, więc nie ma pewności, czy rzeczywiście tam była, czy nie. Strach przed własną psychiką, to moim zdaniem najstraszniejszy rodzaj strachu i za uwzględnienie tego duży plus.
Kolejny plus należy się za prosty język i szybkość czytania. Książka jest łatwa w odbiorze, nie trzeba się zbytnio zastanawiać o co chodzi, choć dopiero na koniec można tak naprawdę stwierdzić o co chodzi z cudem, a tym bardziej jego przemycaniem.
Podobały mi się również obrazowe opisy. Ulica obrastająca skórą jest idealną mieszanką obrzydliwości i straszności.
Podobało mi się również przedstawienie problemów z przeszłości ścigających ludzi do końca życia.
Minusa należy przyznać za nieco zbyt szybkie i jednocześnie bezsensowne zakończenie. I za tłuste włosy jednego z bohaterów, które co kilka stron przyprawiały mnie o dreszcze :P
Książka zasługuje na 6 punktów.
"Przemytnik cudu" to opowieść o dwojgu ludzi, których pozornie nie łączy ze sobą nic. Są to sfrustrowany pracownik banku i zadręczana przez chorą matkę sprzątaczka. Oboje potrzebują nagłej zmiany w życiu i pewnego dnia ta zmiana nadchodzi. Do banku trafia dziwny klient bez imienia. Chwilę później naszą bohaterkę ratuje od upadku mężczyzna bez nazwiska. Czy jest to ta sama osoba? I co ją łączy z z serią dziwnych napadów nękających nocne autobusy poznańskiego MPK?
Zacznę od tego, że książka pana Małeckiego jest horrorem. Nie zaczyna się jednak strasznie. Nie ma tutaj typowych zombie ani nawet wampirów. Jest za to kilku ludzi z przeszłości, którzy terroryzują miasto. Groza zaczyna się w momencie, kiedy okazuje się, ze w oddziale banku, w którym pracują nasi bohaterowie, straszy. Hubert słyszy głosy dzieci dobiegające ze skarbca. Natomiast nasza sprzątaczka, Joanna, ma wizję swojego pracodawcy zmieniającego się w jej zmarłą tragicznie w dzieciństwie siostrę. Atmosfera grozy budowana jest dość powoli. Niestety, dopiero na końcu coś się tak naprawdę dzieje. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się wizja strachu, jaką maluje przed nami autor. Bohaterowie sami nie wiedzą czy rzeczywiście coś widzieli, czy też ich przemęczona pracą i troskami życia codziennego psychika płata im figle. Joanna widzi swoją siostrę w biurze szefa, a po chwili stwierdza, że kiedy tylko weszła sekretarka, dziewczyna zniknęła, więc nie ma pewności, czy rzeczywiście tam była, czy nie. Strach przed własną psychiką, to moim zdaniem najstraszniejszy rodzaj strachu i za uwzględnienie tego duży plus.
Kolejny plus należy się za prosty język i szybkość czytania. Książka jest łatwa w odbiorze, nie trzeba się zbytnio zastanawiać o co chodzi, choć dopiero na koniec można tak naprawdę stwierdzić o co chodzi z cudem, a tym bardziej jego przemycaniem.
Podobały mi się również obrazowe opisy. Ulica obrastająca skórą jest idealną mieszanką obrzydliwości i straszności.
Podobało mi się również przedstawienie problemów z przeszłości ścigających ludzi do końca życia.
Minusa należy przyznać za nieco zbyt szybkie i jednocześnie bezsensowne zakończenie. I za tłuste włosy jednego z bohaterów, które co kilka stron przyprawiały mnie o dreszcze :P
Książka zasługuje na 6 punktów.
Nie przeczytam! Skoro horror, to nie może być tak, że nastrój jest budowaaaaaaaaaaany, a zakończenie jest do kitu. W dodatku te tłuste włosy mnie zniechęcają bardziej niż cała ulica rozkładających się zwłok xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Czy dasz wiarę, że książka ta leżała u mnie na półce bez mała rok, po czym NIECZYTANA powędrowała na aukcję, sprzedana za jakieś śmieszne pieniądze? Teraz żałuję, bo to już druga całkiem pochlebna recenzja w krótkim czasie. Co za głupia baba ze mnie.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, a książka intruguje
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka, to na pewno. Dalej, patrząc na Twój opis, już nie tak fajnie. A szkoda. Szukam ostatnio jakiegoś fajnego horroru, ale sam jeszcze do końca nie wiem co by mnie w książkach przestraszyło ; )
OdpowiedzUsuńOkładka z jednej strony budzi mój niepokój, z drugiej zaś mnie intryguje ;D Podoba mi się. Recka ciekawa, jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuń