Kolejna przerwa, ale usprawiedliwiam się walką ze spektrometrią masową i w UV. :P
Mam nadzieję, że kolejna recenzja pojawi się szybciej. :)
Książka, którą dzisiaj zrecenzuję cieszy się dość dużą popularnością i to właśnie był ten element, który mnie zaciekawił. Bo skoro jest popularna, to musi być dobra. Przecież tylu ludzi nie może się mylić, prawda? No cóż, jednak nieprawda. Muszę przyznać, że rozczarowanie nie było całkowite, ale jednak było.
Zacznę od elementu, który rzuca się w oczy jako pierwszy. Okładka polskiego wydania jest beznadziejna. Nie rozumiem polityki wydawniczej polskich wydawnictw, ale skoro już nie możemy zaimponować treścią, to niech czytelnicy kupią tę książkę choćby po to, żeby ładnie wyglądała na półce. Nazwanie tej okładki przeciętną byłoby dużym nadużyciem. Moim zdaniem jest po prostu mierna.
Ale nie ocenia się książki po okładce, więc zwróćmy teraz uwagę na to, co najważniejsze. Fabuła powieści obraca się wokół tematu bronienia przeszłości przed niechcianą ingerencją egoistycznych, dążących do władzy monstrów. Temat trochę oklepany i dość często pojawia się to tu, to tam. Nawet w Harrym Potterze nie można było zbytnio przeszłości zmieniać. Cóż, mimo tego pomysł ma potencjał, można go wykorzystać i stworzyć naprawdę dobrą książkę.
Co mnie jednak najbardziej razi, to umieszczanie w takich historiach dzieci jako głównych bohaterów. Albo raczej dorosłych uwięzionych w dziecięcych ciałach. Bo zastanówmy się nad tym trochę. Które dziecko jest w stanie zdobyć czarny pas w judo, karate, kung fu czy czymkolwiek innym? Jakoś mi to nie pasuje. To jest takie tworzenie dziecięcych cyborgów, bohaterów odrealnionych już zupełnie. Ale może się po prostu czepiam. Głównych bohaterów w ogóle nie polubiłem, nie byłem w stanie się z nimi utożsamić, trudno. Pierwszym z nich jest Ethan - chłopak, na którego oczach, kiedy miał zaledwie cztery lata, zamordowano jego starszą siostrę. To traumatyczne przeżycie wywiera na niego ogromny wpływ i przez to już jako małe dziecko zostaje agentem tajnej organizacji superbohaterów. Główną bohaterką natomiast jest Isabel - dwa lata młodsza od Ethana, siostra jego najlepszego przyjaciela. W wieku czternastu z tego co pamiętam lat, specjalistka od survivalu i posiadaczka wspomnianego wcześniej czarnego pasa. Jedyne, za co należałoby chyba podziękować autorce, to to, że Isabel nie skończy w związku z Ethanem, choć już na początku powieści się w nim podkochiwała. Na szczęście, chyba coś ją natchnęło. Nie jest już tak dobrze, jeśli chodzi o ich charaktery. Oboje wszystko wiedzą najlepiej, oboje są nieskazitelnie etyczni, oboje są wprost idealni, aż się robi mdło i niedobrze.
W pewnym momencie zacząłem nawet kibicować siłom ciemności, niestety niewiele to pomogło. Nasi bohaterowie cofają się w przeszłość i jakimś cudem udaje im się pozostawić ją nienaruszoną.
Właściwie jedyne, do czego nie mogę się przyczepić, to styl jakim jest pisana powieść, a co za tym idzie szybkość czytania. Na dobrą sprawę jest to książka na jeden wieczór. Tak więc jeśli ktoś lubi takie zwykłe, nieciekawe czytadła lub chce po prostu zobaczyć, jak można zepsuć dobry pomysł, to polecam. Mnie do gustu nie przypadło. 3 punkty na 10.
---------------------------------------------------------------------------------------
PS. Wiecie, że w maju, w związku z promocją najnowszej książki, do Polski przyjeżdża Jonathan Carroll? ;D
Ktoś się wybiera na spotkanie autorskie?
Mam nadzieję, że kolejna recenzja pojawi się szybciej. :)
Książka, którą dzisiaj zrecenzuję cieszy się dość dużą popularnością i to właśnie był ten element, który mnie zaciekawił. Bo skoro jest popularna, to musi być dobra. Przecież tylu ludzi nie może się mylić, prawda? No cóż, jednak nieprawda. Muszę przyznać, że rozczarowanie nie było całkowite, ale jednak było.
Zacznę od elementu, który rzuca się w oczy jako pierwszy. Okładka polskiego wydania jest beznadziejna. Nie rozumiem polityki wydawniczej polskich wydawnictw, ale skoro już nie możemy zaimponować treścią, to niech czytelnicy kupią tę książkę choćby po to, żeby ładnie wyglądała na półce. Nazwanie tej okładki przeciętną byłoby dużym nadużyciem. Moim zdaniem jest po prostu mierna.
Ale nie ocenia się książki po okładce, więc zwróćmy teraz uwagę na to, co najważniejsze. Fabuła powieści obraca się wokół tematu bronienia przeszłości przed niechcianą ingerencją egoistycznych, dążących do władzy monstrów. Temat trochę oklepany i dość często pojawia się to tu, to tam. Nawet w Harrym Potterze nie można było zbytnio przeszłości zmieniać. Cóż, mimo tego pomysł ma potencjał, można go wykorzystać i stworzyć naprawdę dobrą książkę.
Co mnie jednak najbardziej razi, to umieszczanie w takich historiach dzieci jako głównych bohaterów. Albo raczej dorosłych uwięzionych w dziecięcych ciałach. Bo zastanówmy się nad tym trochę. Które dziecko jest w stanie zdobyć czarny pas w judo, karate, kung fu czy czymkolwiek innym? Jakoś mi to nie pasuje. To jest takie tworzenie dziecięcych cyborgów, bohaterów odrealnionych już zupełnie. Ale może się po prostu czepiam. Głównych bohaterów w ogóle nie polubiłem, nie byłem w stanie się z nimi utożsamić, trudno. Pierwszym z nich jest Ethan - chłopak, na którego oczach, kiedy miał zaledwie cztery lata, zamordowano jego starszą siostrę. To traumatyczne przeżycie wywiera na niego ogromny wpływ i przez to już jako małe dziecko zostaje agentem tajnej organizacji superbohaterów. Główną bohaterką natomiast jest Isabel - dwa lata młodsza od Ethana, siostra jego najlepszego przyjaciela. W wieku czternastu z tego co pamiętam lat, specjalistka od survivalu i posiadaczka wspomnianego wcześniej czarnego pasa. Jedyne, za co należałoby chyba podziękować autorce, to to, że Isabel nie skończy w związku z Ethanem, choć już na początku powieści się w nim podkochiwała. Na szczęście, chyba coś ją natchnęło. Nie jest już tak dobrze, jeśli chodzi o ich charaktery. Oboje wszystko wiedzą najlepiej, oboje są nieskazitelnie etyczni, oboje są wprost idealni, aż się robi mdło i niedobrze.
W pewnym momencie zacząłem nawet kibicować siłom ciemności, niestety niewiele to pomogło. Nasi bohaterowie cofają się w przeszłość i jakimś cudem udaje im się pozostawić ją nienaruszoną.
Właściwie jedyne, do czego nie mogę się przyczepić, to styl jakim jest pisana powieść, a co za tym idzie szybkość czytania. Na dobrą sprawę jest to książka na jeden wieczór. Tak więc jeśli ktoś lubi takie zwykłe, nieciekawe czytadła lub chce po prostu zobaczyć, jak można zepsuć dobry pomysł, to polecam. Mnie do gustu nie przypadło. 3 punkty na 10.
---------------------------------------------------------------------------------------
PS. Wiecie, że w maju, w związku z promocją najnowszej książki, do Polski przyjeżdża Jonathan Carroll? ;D
Ktoś się wybiera na spotkanie autorskie?
Słabiutko. Podejrzewam, że książka może się niektórym podobać, ale ja mam w tej chwili chyba lepsze lektury w planie...
OdpowiedzUsuńTakże wiązałam z nią większe nadzieje, ale kompletnie się na niej zawiodłam i nie mam ochoty na dalsze części. Ani pomysł ani bohaterowie - nic mi się nie spodobało. Fakt, czyta się prędko (plus giga czcionka) ale i tak musiałam w dwóch podejściach się za nią zabierać.
OdpowiedzUsuńWesołych!
Pamiętam, że kiedyś przez chwilę kusiła mnie ta książka, ale na szczęście przestała...;)
OdpowiedzUsuńWitam Pana! no zaniedbało się Sol, nieładnie ;D Co do książki... Dzięki za recenzję, teraz wiem, żeby się za nią nie brać ;) nie ukrywam, że zamiar miałam ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Widzę, że mamy podobne, jak nie takie samo zdanie o tej powieści ;)
OdpowiedzUsuńBuźka ;*
No trudno, raczej nie przeczytam. A gdzie to spotkanie z Carrollem?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!