Wszyscy fani twórczości Carlosa Ruiza Zafona czekali na
dalszy ciąg „Cienia wiatru”. Każdy chciał wiedzieć jak dalej potoczyły się losy
Daniela Sempere, jego żony Bei czy też Fermina Romero de Torres. Czy jednak
autor podołał wyzwaniu, jakim z całą pewnością było napisanie kontynuacji?
Zacznę od tego, że „Więzień nieba” jest brakującym ogniwem
łączącym „Cień wiatru” z „Grą anioła”. Do tej pory obie książki łączyło kilka
szczegółów takich jak miejsce akcji i Cmentarz Zaginionych Książek. Obie
historie były do siebie zbliżone, ale ciągle brakowało tego czegoś konkretnego,
co by je połączyło. Tym brakującym elementem jest właśnie „Więzień nieba”.
Najnowsze dzieło Zafona przedstawia nam dalsze życie Daniela, ale nieco bardziej skupia się na jego przyjacielu Ferminie. Znajdziemy tutaj wyjaśnienie skąd w ogóle wziął się Fermin i czym zajmował się zanim pojawił się w „Cieniu wiatru”. Można by powiedzieć, że autor stworzył tutaj coś na kształt cyklu „Komedia ludzka” Balzaka, choć zapewne jest to dla Hiszpana zbyt duży komplement i nobilitacja.
Najnowsze dzieło Zafona przedstawia nam dalsze życie Daniela, ale nieco bardziej skupia się na jego przyjacielu Ferminie. Znajdziemy tutaj wyjaśnienie skąd w ogóle wziął się Fermin i czym zajmował się zanim pojawił się w „Cieniu wiatru”. Można by powiedzieć, że autor stworzył tutaj coś na kształt cyklu „Komedia ludzka” Balzaka, choć zapewne jest to dla Hiszpana zbyt duży komplement i nobilitacja.